„The Killers” – rok 1965

Pierwszy w Myśliborzu zespół gitar elektrycznych

Oto nasz zespół gitarowy (ten na zdjęciu) w składzie – od lewej; Kazimierz Woźniak, Włodzimierz Prystupa, Ryszard Ślizawski, no i ja Waldemar Jacek Wiernicki, który jakby na nasze nieszczęście nazwał się „The Killers”.
Nie znaliśmy wtedy ani słowa po angielsku, a ta nazwa wydawała nam się wtedy bardzo oryginalna choćby z tego powodu, że była bardzo podobna do nazwy „The Beatles”. Byliśmy w muzyce Bitlesów wręcz zakochani.
Znaliśmy i śpiewaliśmy (nie znając angielskiego!) wszystkie ich ówczesne piosenki. Dlatego założyliśmy zespół „The Killers”, który był pierwszym w Myśliborzu zespołem big-beatowym wzorowanym na tym, słynnym angielskim zespole z Liverpoolu.
To właśnie o naszym zespole pisze w swojej „Kronice rozwoju życia muzycznego w Myśliborzu” pan Zdzisław Grzeszczak – znany w pierwszych powojennych latach Myśliborza akordeonista zespołu „Wesoła Piątka”. Do tej pory Kronika ta została opublikowana zaledwie w kilku egzemplarzach w roku 2007 pod patronatem ówczesnego burmistrza Myśliborza pana Romana Matijuka.
Pan Zdzisław Grzeszczak zaczyna swoją kronikę dosłownie tak – cytuję:
„Jestem prawdopodobnie jedynym z ostatnich jeszcze żyjących, który jest w stanie dokonać zapisu kronikarskiego rozwoju życia muzycznego na terenie miasta Myśliborza”.
Dalej pan Zdzisław pisze między innymi (str. 9-10 Kroniki):
„W roku 1965 zaczęły pojawiać się zespoły muzyki gitarowej, wyposażonej w kolumny głośnikowe o dużej mocy, czego uszy nie wytrzymywały. Po raz pierwszy tego typu zespół pojawił się w rynku, naprzeciwko ratusza miejskiego. Kilku ciekawskich młodzieńców zbliżyło się do grających gitarzystów, by po pewnym czasie z wielkimi gwizdami rozejść się, ale po chwili wrócili i przepędzili grających gitarzystów. Podobnie rzecz się miała na zabawie we wsi Giżyn, gdzie zespół elektrycznych gitarzystów został rozpędzony już przed godziną 24 i część członków muzykującego zespołu ratowała się ucieczką przez okna sali zabaw. Ludzie, którzy zapłacili za wstęp na tą zabawę zrewanżowali się organizatorom, którzy wynajęli ten zespół. Tego typu zespoły muzyczne, jako cud nowego objawienia z wielkim trudem uzyskiwały zrozumienie, ale z biegiem czasu problem ten przestał istnieć, z tym że musieli pod groźbą kary ograniczyć głośność wykonywanej muzyki, która ujemnie wpływała na słuch”.
Dopiero teraz w pełni rozumiem skąd w „Kronice…” pana Zdzisława Grzeszczaka pojawił się cały akapit poświęcony naszemu zespołowi.
W roku 1965 nie miałem zielonego pojęcia o tym, że wokół nas było wielu ludzi, którym to, co robiliśmy, absolutnie się nie podobało. Widzieliśmy tylko tych, którzy nas uwielbiali.
Jestem dzisiaj bardzo wdzięczny panu Zdzisławowi Grzeszczakowi za tę swoistą laurkę, bo kiedy dzisiaj próbuję opowiadać historię swojego (i nie tylko swojego) życia, to wielu współczesnych nie chce mi wierzyć, że mogliśmy być prześladowani w roku 1965 w Myśliborzu nie tylko przez MO i SB, wyłącznie za założenie zespołu muzycznego, który nazwał się po angielsku „The Killers” (zabójcy, mordercy), ale także przez wielu innych.mw-k
Dokładnie obejrzyjcie powyższe zdjęcie i sami oceńcie, czy na takich zabójców lub morderców wyglądamy? Zdjęcie to zrobiono nam w czasie występu na scenie klubu „Tęcza” PSS w Myśliborzu. Dodam tylko, iż wiem teraz dlaczego, ani razu w latach 1965-1967, po dobrze napisanych egzaminach pisemnych na studia, zawsze na tablicy ogłoszeń przy moim nazwisku były same dwójki (najniższa wtedy ocena). Później zrezygnowałem z dalszego zdawania na studia, bo i tak nikt by mnie tam nie przyjął i zająłem się muzyką.
Praktycznie w tych czasach z muzyki żyłem, ponieważ miałem bez przerwy kłopoty z pracą i milicją.
Aż do roku 1975, kiedy to ówczesny dyrektor PDK (później MOK) pan Henryk Rauze, którego nawiasem mówiąc rodzice mieszkali właśnie we wspomnianym przez pana Grzeszczaka Giżynie, gdzie graliśmy swoją pierwszą zabawę taneczną – przyjął mnie do pracy w charakterze instruktora muzyki.
Wtedy w MOK-u, zwłaszcza dla mnie, wszystko na nowo się zaczęło.
Dzisiaj powtórzę (jakby) za panem Grzeszczakiem: – Jestem jednym z niewielu jeszcze żyjących muzyków, którzy byli poniewierani przez „władzę ludową” za to, że grali w roku 1965 coś innego, niż wszyscy inni, a który dzisiaj może dokładnie opisać tę część życia muzycznego Myśliborza, którego przez blisko 50 lat byłem czynnym uczestnikiem i bezpośrednim świadkiem.
Polecam wszystkim lekturę kroniki pana Grzeszczaka, która pomimo wielu drobnych błędów i nieścisłości, jest dla mnie pracą bezcenną. Ale o tem, potem.

Waldemar J. Wiernicki