Żyjemy w „ciekawych czasach” jak mawiają Chińczycy i w ciekawym mieście.
Czas jest trudny nie tylko ze względu na powszechnie panujący kryzys, brak pracy – mam na myśli brak pracy za godziwe wynagrodzenie, nie pracę na czarno, bądź u tzw. „biznesmenów” za 800 bądź 1.000 złotych miesięcznie, o ile w ogóle cokolwiek zapłacą. Każdy się zgodzi, że od dawna w Myśliborzu nikt rozsądny nie ma jakichkolwiek perspektyw (bądź perspektywy), zwłaszcza dla jasno i sensownie sprecyzowanej przyszłości.
Opowiadania o „turystycznej gminie” trwają już od przeszło 30 lat, a nasi dotychczasowi włodarze mieli i mają na tym polu „duże sukcesy”. Rzeczywiście jesteśmy turystyczną gminą. Wielu takich jak ja, młodszych oraz bardziej dojrzałych ludzi wyjechało do różnych krajów Europy i nie tylko. Nie na wczasy, ale w poszukiwaniu pracy. Kiedyś nieliczni wyjeżdżali na saksy, aby za zarobione przez rok czy dłużej pieniądze, wybudować dom, otworzyć firmę czy inny, własny, mały biznes. Dziś wyjeżdżamy licznie, aby po prostu utrzymać mieszkające w Myśliborzu (w Polsce) rodziny.
Nieliczni, którzy wrócili, np. z Anglii, wierząc, że teraz, kiedy nie „wstrętny Kaczor”, a „miły Donald” został premierem, a nowy rząd obiecał, że przychyli im nieba, da wszystkim dobrą prac, zgodną z ich wykształceniem i za normalne pieniądze. Szybko się przekonali, że to była bujda na resorach, sprzedana im tanio za głosy wrzucone do urny. Dziś wracają, próbują wracać, bądź szukają szczęścia jeszcze gdzie indziej. Wiem o tym, bo wielu z nich znam osobiście. Wielu też nowych poznałem. Nie tylko za granica. W Myśliborzu często, mniej lub bardziej znajomi, bądź zupełnie nieznajomi, przeważnie młodzi ludzie, pytają mnie:
– Czy nie ma tam dla mnie jakiejś pracy?
– Może pan wie, do kogo się zwrócić?
– Gdzie zadzwonić?
– Do kogo napisać?”
Kiedy pytam, dlaczego chcesz wyjechać? Często odpowiadają: „Bo tu nie da się normalnie żyć, tutaj nie ma klimatu do życia, bo potrzebuję pieniędzy”. Rzeczywiście, co do „klimatu” myślę, że mają dużo racji.
Niestety dla aparatu, który nami rządzi, od Prezydenta, do, co się na szczęście rzadko zdarza, sołtysa, jesteśmy niepotrzebnym dodatkiem do aparatu urzędniczego, intruzami, natrętami, którzy nachodzą urzędy wypełniając sterty papierków i formularzy, z których wynika, że ja, to ja i mieszkam tu, gdzie mieszkam i nie jestem wielbłądem. Musimy mieć papierek z urzędu, aby zrobić cokolwiek!
Jeszcze zbyt wielu urzędników (o zgrozo!), a zdarza się często, że młodych i niby dobrze wykształconych ludzi, traktuje nas „z buta”. Zamiast pomagać, a przynajmniej próbować przyjść z pomocą, tworzą bariery i stwarzają problemy. A kiedy się mylą i uchylane są ich postanowienia lub decyzje, dalej, jak na złość, próbują, wbrew obowiązującym ich przepisom i zdrowemu rozsądkowi, udowodnić, kto tu jest górą?!
I to jest ten swoisty, nasz miejscowy „klimat”, który nie daje nam żyć i nie pozwala zbyt łatwo umrzeć (bo wygląda na to, że aby umrzeć, też trzeba mieć stosowne zaświadczenie).
Dlaczego tak jest?
Może to problem niewłaściwej edukacji, a może braku zwykłej kultury, może nikt tym młodym ludziom na studiach nigdy nie powiedział:
„Szanowni państwo! Przyszli urzędnicy! Szanujcie obywateli, petentów, służcie im najlepiej, jak potraficie radą i pomocą, usuwajcie przeszkody z ich biurokratycznej drogi, która ich do was doprowadziła, bo to wasi PRACODAWCY!
To właśnie ci ludzie pracując, płacąc podatki, i daniny publiczne składają się i składać się będą, na wasze pensje, pre-mie, odprawy, utrzymanie waszych biur, telefonów służbowych i samochodów, czasami limuzyn, a także na wasze szkolenia, wyjazdy, a w końcu na waszą dożywotnią emeryturę.
Sami niczego nie wytwarzacie nie produkujecie ani niczego nie wymyślacie!
Zawsze miejcie świadomość, ze żyjecie kosztem każdego waszego petenta. Szkodząc i utrudniając życie innym, utrudnia-cie je pośrednio sobie. Wszystkich traktujcie tak samo, należycie, profesjonalnie i z szacunkiem…” itp. itd.
A jeśli kiedyś ktoś z nich otwarcie po-wiedział, że mają to w d…? To może przez nich nasze miasto wygląda, jak wygląda i funkcjonuje, jak funkcjonuje?
Bo przecież syci i zadowoleni z siebie urzędnicy, z pompą i radośnie świętują koniec remontu biur i Ratusza, a ich petenci piszą w nieskończoność kolejne skargi i wnioski, bądź „całują” klamki prosząc o wymianę okna w zagrzybionym komunalnym mieszkaniu, bądź przestawienie starego, dymiącego pieca. Wszystko bez szans na powodzenie.
Dlatego dla młodych, ambitnych, a zwłaszcza samodzielnie myślących ludzi, nie ma w Myśliborzu wiele miejsca, a pracy nie ma od dawna i długo jeszcze nie będzie. Pewnie dlatego, myśliborzanie na obczyźnie na pytanie: – „Co tam słychać w Myśliborzu?”, odpowiadają mi krótko: – „Jest gorzej, niż w dziurze, zapadłej dziurze!”
Jeśli ktoś z Was, czytając tytuł tego tekstu przeczytał go inaczej, to jestem przekonany, że ma poważne „zadatki” na samorządowego (i nie tylko) urzędnika. Im też się przeważnie wszystko kojarzy z jednym – z d…!
Artur Iwaszczenko